Cudowna... co ja plotę? Przecudowna! Ivet urodziła się we wrześniu - w zeszłym stuleciu, a odeszła w styczniu - w tym stuleciu. Wszystko, co Ją otaczało: góry, lasy, woda, powietrze, zwierzęta, książki, poezja, pragnienia – było cudowne, i tylko ludzie jakoś nie dopisali... Jestem skromnym wycinkiem Jej życiorysu, ale na tyle istotnym, że będzie tkwiła we mnie po wsze czasy. Reszta tej fascynującej historii w... "historii" - zapraszam do lektury. ...A u góry tej wspomnieniowej strony - "Mandrela Iwona: wspomnienie wiecznej miłości - bo tylko prawdziwa miłość, a więc: piękna i odważna nigdy nie pokusi się o to, by umrzeć. O nie!" - "pracuje" licznik odmierzający czas, który permanentnie upływa od tragicznego w skutkach momentu, kiedy to zadręczona, ciężką chorobą, Ivet pozostawiła świat żywych, by już tylko na stałe zagościć w ludzkiej pamięci, a zatem: od 30-go stycznia 2014 roku, i dalej: od godziny 18.
Czas mija i ani myśli o powrocie do niedalekiej, przecież, przeszłości. Z tej perspektywy wyłania się jeszcze jedno przesłanie tej strony, otóż: dbajcie wszyscy o siebie (nie palcie papierosów i innym nie pozwalajcie!) Już na samym początku mojej znajomości z Ivet zauważyłem, że ma nienaturalną barwę głosu, taką sobie charakterystyczną: chrypkę palacza. Nie lekceważcie "odmiennego" zachowania własnego organizmu. Badajcie się! A unikniecie koszmaru rozstania ze wszystkimi i wszystkim! Także my: kochani, bliscy, znajomi i, w ogóle, wszyscy, którzy zauważą cokolwiek niepokojącego u innej osoby, wręcz zmuśmy ją do podjęcia działań w kierunku uzyskania diagnozy stanu zdrowia. Ból po rozstaniu jest niewyobrażalny, to prawda, ale zawsze można sobie wyobrazić, że nasza namowa będzie skutecznym sposobem na zapobieżenie utraty czyjegoś istnienia. Kochajmy życie - nasze i innych!
...A oto i ostatnie zdjęcia otrzymane od Ivet - w tym te naprawdę ostatnie (styczeń 2014): z Duszanem (piesek rasy Leonberger), pod, a raczej: przy korzeniach starego drzewa, gdzie zawsze uwielbiała przycupnąć oraz to w łóżku, w którym przykryta laptopem pisała do mnie w otoczeniu ukochanych pupili. Pamiętam, jak mi Ivet napisała, że prosiła syna, który cyknął te zdjęcia, żeby dopilnował wszystkich parametrów, by nie było widać na fotografiach Jej... cierpienia - dzielne to było SŁONECZKO!
Ivet uwielbiała zwierzęta: małe i duże; kosmate i bez sierści; kochliwe i z dystansem do człowieka; swoje i sąsiadów; te, które miała i te, które widziała w telewizji. Kochała psy, a ostatnio najbardziej koty. Zwierzęta towarzyszyły Jej w całym życiu, ale ich postrzeganie u swojego boku zmieniało się w funkcji upływającego czasu. Ostatnie Jej lata, w których skupiała się na walce o lepsze jutro, powodowały, że kochała zwierzęta coraz to mocniej i mocniej. To właśnie zwierzęta pozwalały Jej na krótkie chwile oderwania się od trosk dnia codziennego - tych dni, w które tak złowieszczo wkomponowywał się zgiełk bezsilności i absolutny brak przyzwolenia na intelektualny marazm otaczający Ją we własnym domu. To był stres, a stres potrafi zabijać! Zawiedli Ją "mm" i "sir" (ten ostani - zwłaszcza!), ale zwierzęta - nigdy. Myślę sobie, że ja też Jej nigdy nie zawiodłem, i to cieszy mnie przeogromnie...
...Ivet uwielbiała każdy rodzaj słowa pisanego, byle tylko było to coś... wartościowego. Z wykształcenia Była filologiem, a w młodości korespondowała z samą Wisławą Szymborską. Pisała pięknie; z polotem; bez błędów, no i szalenie ciekawie. Zwróciła na mnie uwagę tylko dlatego, że jako tako panowałem nad sztuką pisania. Dzięki Niej mam w swoim posiadaniu wiele tomików wierszy Wisi - tak mówiliśmy o Wisławie Szymborskiej, której poświęcaliśmy wiele czasu podczas niekończącej się wymiany maili czy rozmów telefonicznych. Ścisły umysł tej wspaniałej poetki był także udziałem Ivet i dlatego uwielbiała jej wiersze. Mam także kilka Jej najbardziej ukochanych książek, które bez wahania mi podarowała, gdyż chciała, abym się cieszył Jej szczęściem. Uwielbiała Senekę oraz literaturę Ibero-Amerykańską, uwielbiała wszystkie literackie nowości, które dotyczyły Jej ulubionyvh autorów - rozmawialiśmy o tym całymi godzinami.
Jej cudowne spojrzenie na świat książki i wrażliwość na słowo pisane mobilizowały mnie do pisania wierszy, których nawet sporo popełniłem, tyle tylko, że wszystkie "pofrunęły" do Jej stóp, a mnie zostały jedynie wspomnienia. Często analizowała moją poezję - czasami nawet i chwaliła, a jakże! Byłem szczęśliwy. Sądzę, że tacy ludzie jak Ivet traktują słowo pisane na równi z powietrzem, które przecież niezbędne jest do życia. ...Kończąc kwestie dotyczące znaczenia książek w życiu Ivet, warto zauważyć, że obok zwierząt, a może i nawet przed nimi, były one najważniejsze w Jej krótkim życiu. To możliwość ucieczki od intelektualnej pożogi, rujnującej Jej najbliższe otoczenie, właśnie ku białym polom zaoranym drukiem, dawało Ivet siłę do życia i planowania przyszłości. Niestety, owe walory nie pokonały śmierci, która, tak czy inaczej, staje się udziałem każdego istnienia - to ewentualnie można pojąć. Ale dlaczego u Ivet tak bardzo wcześnie?...